sobota, 31 maja 2014

Córka Kleopatry - opinia...



Tytuł: Córka Kleopatry
Autor: Michelle Moran
Wydawnictwo: Sonia Draga
Rok wydania: 2012
Status: z biblioteki


Moje pierwsze spotkanie z pisarką i jestem pewna, że nie ostatnie.
Pokochałam ją za styl jaki ukazała w "Córce Kleopatry". A sama książka to po prostu istne arcydzieło. Już od pierwszych słów przepadłam dla świata rzeczywistego i udałam się w podróż w czasie do starożytnego Rzymu i Egiptu. Z wypiekami na twarzy czytałam o losach dzieci Kleopatry. Widziałam te wszystkie obrazy przedstawione w powieści, czułam to wszystko każdą najmniejszą cząsteczką ciała, przeżywałam przygody razem z bohaterami. Ta dbałość o szczegóły, wszystko dopracowane w odpowiednich detalach. Po prostu istny rarytas i rozkosz czytania. Postacie doskonale wykreowane, czułam wszystko to co oni czuli, przeżywałam wszystko razem z nimi. Zostałam zaproszona do cudownego świata bym mogła swoimi oczami śledzić losy każdego mieszkańca starożytności. Brałam udział w wyścigach rydwanów, walkach gladiatorów, chodziłam razem z Selene i Julią na zakupy.
Podziwiałam główną bohaterkę za odwagę, szczodrość, dobre serce, honor i dumę, prawdziwa Królowa.
Wszystko ładnie opisane, pięknym językiem, żadnych niedopowiedzeń, zero nudnych i przeciągających się fragmentów, wszystko ładnie i pięknie dopracowane, ciągłość wydarzeń zachowana, łatwo przyswajalna historia, czytałam z wielkim zainteresowaniem i uwagą. Autorka przedstawiła bardzo wiarygodny obraz starożytności oraz różnice klasowe, społeczne, wyznaniowe, kulturowe w tamtych czasach.
Barwne życie w dość burzliwym okresie historycznym. Pokazała również różnice między Egiptem a Rzymem, począwszy od jedzenia i ubioru a na kulturze i wychowaniu skończywszy.
To budujące się co stronę napięcie, emocje mną targały od śmiechu aż po łzy. Niesamowite przeżycie. I z bólem serca powróciłam do naszych czasów czytając ostatnie słowo...
Serdecznie Polecam!

Moja ocena: 10/10

piątek, 30 maja 2014

Odnośnie mojej biblioteczki...

Jakiś czas temu umieściłam zdjęcia swoich książkowych zbiorów. Zdaję sobie sprawę z wyglądu moich mebli. Wiem, że nie są wyszukane, ale są moje, lubię je i podobają mi się. Są stare, ale solidne, przeżyły ze mną całe moje życie, a są zapewne starsze ode mnie. Zostawiłam je, bo szkoda mi ich wyrzucać, a nie stać mnie na razie na nowe meble.
Są jakie są, ale wg. mnie pasują na biblioteczkę, książki na niej ładnie się prezentują. Kiedyś może sobie kupię nowe półki lub odnowię te co mam i będzie ładnie, ale póki co wystarcza mi to co mam i cieszę się z tego co mam, bo są ludzie co mają znacznie mniej i ja się nauczyłam, żeby korzystać i cieszyć się z tego co się posiada i na co mnie stać.
Ważne, że książki mają u mnie dobrze, dobrze je traktuję, wygodnie sobie leżą na tych kawałkach drewnach, półki są równe i niczym się w sumie nie różnią od innych drewnianych, prostych półek. Jest czysto, kurz wycieram co drugi dzień, a to najważniejsze.
A to, że nie mam oszklonej gablotki to co z tego? wielu ludzi nie ma i co? mam z tego powodu płakać? mnie osobiście nie podobają się "książki za szkłem", wolę prostotę. Książki mam po to żeby je czytać i korzystać z nich a nie po to żeby ozdabiały dom.
Nie karajcie mnie za moje poglądy i za moje meble. Ważne, że mnie się podoba, wam nie musi. :)

pozdrawiam i miłego egzystowania życzę :)

Blond Gejsza - opinia...



Tytuł: Blond Gejsza
Autor: Jina Bacarr
Wydawnictwo: Wydawnictwo Mira
Rok wydania: 2008
Status: z biblioteki


Może się wydawać, że dałam za wysoką ocenę, ale moim zdaniem książka nie jest aż tak zła, pomimo wielu błędów dotyczących Gejsz, stąd też ocena niższa, ale nie skreślam tej pozycji i zasługuje ona mimo wszystko na więcej punktów niż 1 gwiazdka. Dlaczego? bo pod innymi względami jest bardzo fajna. Nie nadaje się na przewodnik po świecie Gejsz, ale jako przewodnik po świecie namiętności czemu nie? :)
Co prawda nie radziłabym czerpać z tej książki wiedzy na temat Japonii, sztuki, miłości i obrazu Gejsz, bo to jedna wielka pomyłka i pod tym względem są znacznie lepsze książki, ale jako rozrywka nadaje się idealnie. Jest zmysłowa, działa na wyobraźnię. I dlatego też po prostu nie zwracałam uwagi na to, że występują w opowieści gejsze, a wyobrażałam sobie własne postacie, własny świat kobiet i zmysłowości co pozwoliło mi nie zwracać uwagi na te liczne błędy i mogłam cieszyć się w pełni książką i czerpać jak największe doznania.
Cała książka to po prostu erotyk i ta erotyczna otoczka mi się podobała, lubię zmysłowe książki. Jednak szkoda, że Gejsze psuły cały obraz powieści, ponieważ zostały przedstawione jako zwykłe kurtyzany, dlatego po prostu nie zwracałam na to uwagi a słowo "gejsza" zastępowałam w myślach słowem "kurtyzana" i przez to czytało mi się o wiele lepiej i odczuwałam to wszystko tak jak powinnam, nie psując sobie zabawy, a wręcz ją ulepszając.
Spędziłam przyjemny czas czytając i wciągnęłam się w tę historię.
Czyta się szybko i nie żałuję, choć nie jest idealna.

Moja ocena: 4/10

niedziela, 25 maja 2014

Refleksja na temat czytania...

Lubię czytać i to nie wzbudza chyba w nikim wątpliwości. Czytam codziennie, bo lubię, bo to moja pasja, hobby, potrzebuję tego jak pokarmu, jak wampir krwi, jak kot mleka. Jestem uzależniona jak alkoholik od alkoholu, jak narkoman od narkotyków.. innym sprawia przyjemność taniec czy uprawianie sportu, mnie sprawia przyjemność czytanie. I po tę przyjemność sięgam kiedy mogę, bo... bo jest po prostu przyjemne, więc czemu sobie odmawiać?
Przy niektórych książkach jak mnie wciąga i przepadam dla świata mam takie dziwne uczucie, takie "to jest to", takie czuje zaspokojenie, łaskotanie w brzuchu, życie daną historią itd. takie coś jak człowiek uzależniony od czegoś, jak coś dostanie wyjątkowo dobrego to się tym cieszy i pochłania, to ja mam tak samo.. chce więcej i więcej. Jak się skończy to czuje pustkę, kaca że to już koniec. I szukam wtedy następnej... I nie przy każdej książce coś takiego czuję.
To tak jak jemy sobie codziennie coś dobrego i od czasu do czasu trafimy na jakiś rarytas.. tak samo mam z książkami, czytam bo lubię, po potrzebuję, ale jak już trafię na Ten RARYTAS to czuję dumę, że odnalazłam wśród tylu wspaniałych książek tę swoją perełkę, ten skarb przy którym straciłam głowę i się zatraciłam. Czuję wtedy, że książka mnie wybrała, że chce się ze mną zaprzyjaźnić i oczywiście ze wzajemnością. Wśród morza znajomych wyławiam przyjaciół.
Nie wmuszam w siebie na siłę książek, jeśli jakaś mi się nie podoba, nie przyciągnęła mnie, nie sprawiła, że odpłynęłam to przerywam lekturę, bo szkoda mi czasu żeby marnować go na coś co być może do końca książki nic mnie nie poruszy, szkoda mi czasu żeby sprawdzać. Nie mam tyle czasu żeby przeczytać wszystko, więc odkładam i biorę się za inną.. być może powrócę do jakiejś wcześniej odłożonej jeśli poczuję potrzebę przeczytania to czemu nie.. sięgnę.. ale póki co na razie grzecznie i uprzejmie jej podziękuję, widocznie nie jesteśmy sobie przeznaczone. I co do punktacji.. jeśli nawet jakaś książka ma u mnie 1 punkcik, a ją przeczytałam do końca, tzn. że mimo wszystko, coś w sobie miała, że pozwoliłam jej gościć w mym sercu i umyśle do zakończenia, jednak to są jednorazowe przygody.
Lubię czytać książki, bo właśnie po to żeby czuć to co czuję, bo to ulotne jest, to trwa tylko w trakcie czytania i szukam takich książek, które mnie w ten stan doprowadzą, bo go uwielbiam, nie czytam byle czego tzn. dla innych może to być byle co, ale dla mnie nie, czytam tylko to co mnie doprowadzi wręcz do "orgazmu wyobraźniowego" jak nie mogę się chociaż troszkę w taki stan wprowadzić to książka mnie nudzi i nie chcę jej czytać, bo nie czuję przyciągania, dlatego nigdy nie zrozumiem ludzi, którzy czytają nie dlatego żeby czerpać przyjemność, tylko czytają, bo tak wypada, bo wypada coś znać, żeby się popisywać itd. ale mniejsza oto. Czytam bo sprawia mi to radość, przyjemność, dobrze się przy tym bawię, dla mnie to rozrywka, której nigdy się nie wyrzeknę i będę ją sobie sprawiała tak długo jak będę wstanie. Nie wyobrażam sobie już życia bez słowa pisanego.
I te uczucia w trakcie czytania, są tak piękne, te chwile gdzie tańczę wśród emocji targanych mą duszą.. te chwile są bezcenne.. są moje i tylko moje i nikt mi ich nie zabierze. Warto dla nich poświęcić czas....

poniedziałek, 19 maja 2014

Nowe zdobycze książkowe...

W miesiącu maj udało mi się zdobyć kolejne 5 książek do mojego skromnego zbioru. Mam nadzieję, że widać dokładnie na zdjęciu, starałam się jak mogłam żeby było wyraźne... cóż nie zawsze ma się dobre warunki.


1. "Gothique", Kyle Marffin - zakupiona od jednej użytkowniczek z LC
2. "Przed kim uciekamy, mamo?" , Perihan Magden - dostałam jako gratis zamawiając "Gothique", bardzo dziękuję :)
3. "Marina", Carlos Ruiz Zafón - wymiana na LC
4. "Opowieści o Vimce", Alexandra Pavelková - również wymiana na LC
5. "Córka dymu i kości", Laini Taylor - zdobyta za punkty na Fincie.pl

poniedziałek, 12 maja 2014

Siedlisko - opinia...



Tytuł: Siedlisko
Autorzy: Kazimierz Kyrcz jr, Robert Cichowlas
Wydawnictwo: GRASS HOPPER
Rok wydania: 2009
Status: z biblioteki


Jakoś się tak złożyło, że rzadko, bardzo rzadko sięgam po literaturę polską, nie wiem z jakiego powodu... dlatego postanowiłam to zmienić i sięgnęłam po książkę polskich autorów, na dodatek z gatunku horroru i rzecz dzieje się w Polsce.. coś innego, coś swojskiego i innego niż Ameryka.
I jestem pod wrażeniem. Może sama fabuła, treść, nie są górnych lotów, zbyt ambitne itd. ale na prawdę mnie się książka podobała. Miło było poczytać o historii, która dzieje się w naszej ojczyźnie.
Książka jest ciekawa, wciąga, wzbudza emocje, jest fajna, ciekawie opowiedziana historia, ale dla mnie była to obyczajówka ze szczyptą grozy i tajemniczości aniżeli horror.
Książka jest za słaba na horror, przez pół książki praktycznie nic się strasznego nie dzieje, co jest dziwne. Akcja rozkręca się bardzo powoli, stopniuje się napięcie.. albo raczej miało tak wyglądać, ale.. niestety tego napięcia było mało i przez bardzo krótką chwilę. Włosy na karku delikatnie drgnęły, ale stanąć to raczej nie zamierzały. Jako całość książka dobra, język.. prosty, zrozumiały, dużo wulgaryzmów co momentami przeszkadza, aczkolwiek aż tak mocno nie rażą, ale momentami są po prostu nie na miejscu, ale aż tak bym się tego szczegółu nie czepiała, bo przecież w wielu książkach one występują.
Jedna rzecz mnie irytowała bardzo, jeden błąd.. a mianowicie wzmianka o pechowych liczbach 24 i 42, gdzie Japończycy się ich paniczne boją.. to totalna bzdura.
Liczby 4 oraz 9 są uważane za pechowe w Japonii. 4 jest wymawiane jako shi, podobnie jak wyraz "śmierć", natomiast liczba 9 wymawiana jest jako kū co brzmi podobnie do wyrazu "cierpienie".
Z tego powodu w japońskich budynkach w oznaczeniach pomija się czwarte piętro (po trzecim jest piąte); zdarza się, że ludzie zmieniają numery swoich mieszkań i telefonów w obawie przed feralną liczbą. Także autorzy popełnili błąd, ale w sumie ten wątek z liczbami moim zdaniem był niepotrzebnym wtrąceniem, który nic nie wnosi do fabuły, możliwe, że autorzy chcieli się popisać wiedzą na ten temat? nie wiem...
Końcówka dobra i zaskakująca. Pomysł na książkę banalny i oklepany, ale autorzy całkiem fajnie go wykorzystali.
Ogólne książka dobra, ale jako horror średnia. Aczkolwiek nie żałuję, że po nią sięgnęłam, przeczytałam do końca z przyjemnością, podobała mi się.

Moja ocena: 6/10

środa, 7 maja 2014

Trzech panów w łódce...



Tytuł: Trzech panów w łódce [nie licząc psa]
Autor: Jerome K. Jerome
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok wydania: 2009
Status: Moje


Dawno nie czytałam tak zabawnej książki. Dziwne przygody trzech panów i zabawne sytuacje, w które się wplątali. Oto Trzej panowie i pies płynący łódką po Tamizie. Mnóstwo zabawnych historyjek, anegdotek z ich życia. Angielski humor. Śmiałam się do łez w niektórych fragmentach, ale i też pomimo iż książka jest napisana w sposób zabawny to jednak poddawałam się głębszej refleksji. Książka jest o czymś co jest chyba najcenniejszym skarbem, jest po prostu o życiu oraz o mniej istotnej rzeczy, ale też ważnej, a mianowicie o ludziach i ich zachowaniach. Oprócz tego ta książka jest też mini przewodnikiem po Londynie a także zawiera mnóstwo informacji historycznych co dla mnie, miłośniczki historii, jest dodatkowym smaczkiem. Ta książka nawet zawiera szczyptę mroku i grozy. Niebanalna, nieprzewidywalna, ciągle się coś dzieje, cały czas zaskakuje. Niby wszystko idealnie, ale jednak jest jeden mały minusik, zdarzają się ciut za długie opisy co może troszkę nudzić, ale na szczęście nie ma ich zbyt dużo.
Warto po nią sięgnąć by móc spojrzeć na świat z innej perspektywy. Polecam serdecznie wszystkim, którzy chcą przeżyć zabawną przygodę, oraz ludziom którzy mają poczucie humoru i patrzą na świat i ludzkie sprawy z dystansu i przymrużeniem oka a także tym którzy zbyt poważnie traktują życie.

Moja ocena: 9.5/10

niedziela, 4 maja 2014

Wieczna miłość - opinia...



Tytuł: Wieczna miłość
Autor: Kathleen E. Woodiwiss
Wydawnictwo: ŚWIAT KSIĄŻKI
Rok wydania: 2009
Status: z biblioteki


Tę książkę znalazłam przypadkiem przeszukując półki w bibliotece. Tytuł (tak wiem, banalny), opis (też w sumie banalny) i okładka (tandetna, ale ma jakiś swój urok przyciągający) zaciekawiły mnie do tego stopnia, że postanowiłam wypożyczyć i przeczytać.
Niestety, książka okazała się zupełnie inną niż oczekiwałam. Spodziewałam się jakichś miłosnych intryg, zdrad, jakiejś namiętności... cóż.. zawiodłam się. Namiętność może i była, ale na bardzo niskim poziomie i w żaden sposób moje serce mocniej nie zabiło.
Książka jest banalna, tandetna, przewidywalna i bardzo naiwna, ale sam pomysł i fabuła nawet mi się podobały. Książka o dziwo trochę wciąga.
Bohaterowie są w miarę dość wykreowani, ale sprawiają wrażenie nazbyt dobrych, grzecznych i idealnych jak na tamte czasy, przez co są trochę irytujący, a ich losy są mało wiarygodne, przez co książka momentami sprawia wrażenie niepoważnej, wręcz zabawnej. Akcja rozgrywa się szybko, jest taka jakaś nijaka i bardzo uproszczona i to tak, że nie czuć żadnego dreszczyku emocji.
Dialogi są infantylne, bez sensu, naiwne, głupiutkie i tak płytkie, że momentami się chichrałam nad tymi wypocinami i niskim poziomem inteligencji, szczególnie głównej bohaterki.
Jednakże, nie skreślam tak do końca tej pozycji, ponieważ historyjka w niej zawarta jest godna uwagi, ciekawa, choć niegrzesząca ambicją. Język jest arcyprosty i nie trzeba wysilać mózgownicy, żeby zrozumieć o co autorce chodzi, przez co czyta się błyskawicznie, a wyobraźnia jest pobudzona do tego stopnia, że sama z siebie bez żadnego najmniejszego wysiłku robi cuda, a uśmiech nie schodzi z twarzy.

Ot takie sobie sympatyczne czytadełko (bo nawet użycie słowa "czytadło" jest zbyt wielkie jak na takie "Dzieło") idealne na poprawę humorku i chwilowe odmóżdżenie.

moja ocena: 3/10

Płomień na wietrze...



Tytuł: Płomień na wietrze
Autor: George Bernau
Wydawnictwo: Da Capo
Rok wydania: 1993
Status: moje, kupiona w antykwariacie


Gdyby nie Marilyn Monroe, może oceniłabym wyżej tę książkę.
Gdyby nie Marilyn Monroe pewnie by ta książka nie powstała.

Opis z tyłu książki brzmi nawet ciekawie i zachęcona tymi obiecującymi słowami sięgnęłam po nią.
Zastanawiałam się co też autor mógł wymyślić z tak znaną osobistością i jak ją wplótł w swoją historię.
Wszystko ładnie i pięknie, ale irytowało mnie, że autor posłużył się w tak bezczelny sposób postacią Marilyn Monroe w dodatku strasznie ją zeszmacił, ukazał ją jako upadłą (dosłownie i w przenośni) kobietę.
W jakim celu w ogóle posłużył się tą postacią? czy jedna z najpopularniejszych aktorek Hollywoodu nie ma prawa na chociażby odrobinę szacunku?? Bo nie żyje to uznał, że może sobie ją wykopać z grobu, przywrócić do życia, zrobić z niej bezmózgą lalkę i zarobić na tym pieniądze? co za podłość! Sam nie umie wymyślić swoich bohaterów?

Książka ukazuje rynsztokowe życie w Ameryce. Narkotyki, alkohol, szoł byznes, faceci chodzący ze stojącymi na baczność giermkami w gaciach, a kobiety się puszczają. Szara, wręcz brudna rzeczywistość,a bohaterowie jacyś tacy nie zdecydowani, zdezorientowani, jakby nie żyli i nie grzeszą inteligencją i do tego jakieś teorie spiskowe dotyczące Marilyn. Można z tej książki wyciągnąć jakieś wnioski, jakieś lekcje. Ten paskudny obraz tylko mnie utwierdził w przekonaniu, że Ameryka nie jest wcale taka oh i ah cacy i idealna jak niektórzy myślą i cieszę się, że mieszkam w Polsce.

Książka nawet wciąga, choć na początku dość ciężko mi szło "wchodzenie" w tę historię. Język strasznie toporny i taki jakiś wzbudzający irytacje, te zdania dziwnie ułożone, brak płynności.
Czytając momentami czułam się jakby obok stał jakiś żołnierz i mi tym swoim "wojennym" tonem opowiadał historię albo jak na dyktandzie w szkole. Ta książka jest kontrowersyjna, jakaś taka bez wyrazu, bez uczuć, napisana tylko po to żeby zarobić.
Zawiodłam się, spodziewałam się zupełnie czegoś innego.
Wstyd, że ta książka jest u mnie na półce, czym prędzej oddam ją do biblioteki albo spalę. Szkoda zajmowanego przez nią miejsca.

Moja ocena: 2.5/10

piątek, 2 maja 2014

Czarny Zamek - opinia...



Tytuł: Czarny Zamek
Autor: Les Daniels
Wydawnictwo: Phantom Press
Rok Wydania: 1992
Status: moje, zdobyte z Finty


Ciężko mi ubrać w słowa myśli jakie mną zawładnęły po przeczytaniu tej książki.
Opis z tyłu książki ma niewiele wspólnego z fabułą.
Z jednej strony akcja dzieje się zbyt szybko, a z drugiej jej wcale nie ma. Ale o czym ona tak na prawdę jest? nie wiem... Jest o czymś a jednocześnie o niczym i nie mam pojęcia jaki jest jej sens i przekaz. Książka jest cienka i ma całą masę różnych wątków, które można by śmiało przeciągnąć i zrobić z tego trylogię, a nawet jakąś dłuższą sagę.
Dialogi infantylne, postacie naiwne choć w miarę dobrze wykreowane. Ma jednak fajny klimat, jest mrocznie i czuć jakąś tam aurę tajemniczości czy mistycyzmu, ale czegoś brakuje... brakuje tego dreszczyku, tych emocji których odczuwa się w trakcie czytania dobrych horrorów i pozostają w pamięci jeszcze na długo po przeczytaniu książki.
Ta książka robi mierne wrażenie, nie pozostaje w pamięci, bo nie ma się czego uczepić.
Nie ma przesadnie brutalnych scen, ale to jest akurat plusem.
Jednak horrorem bym tego nie nazwała, a raczej horrorkiem dla dzieci. A te brutalne sceny są napisane w taki sposób, że człowiek może być usatysfakcjonowany nimi, nie ma zbędnych opisów, tylko prosto z mostu powiedziane co się stało z daną ofiarą a nie rozkładanie ze szczegółami na czynniki pierwsze jak w książkach u pana Mastertona.
Plusem jest to, że jest napisana bardzo płynnym, prostym, zrozumiałym i jednocześnie pięknym językiem, przez co czyta się fajnie, lekko i szybko.
Sam pomysł na książkę trafiony, a historyjka w niej opowiedziana jest nawet ciekawa, wciągająca, tylko szkoda, że jest taka krótka i autor niewiele się popisał swoim talentem.

Cóż... takie sobie czytadło, ale w miarę się nadaje na jakąś tam rozrywkę.

Moja ocena: 5/10