piątek, 25 kwietnia 2014

Kochanek Lady Chatterley...



Tytuł: Kochanek Lady Chatterley
Autor: David Herbert Lawrence
Wydawnictwo: Świat Książki
Rok wydania: 2008
Status: z biblioteki

Sama w sumie nie wiem czego oczekiwałam od tej książki. Nie czuję rozczarowania czy jakiejś specjalnej radości, że przeczytałam.

Czy można napisać pięknie o miłości i romansie, pobudzając wyobraźnie nie używając zbędnych słów by opisać miłosne i seksualne uniesienia?
Owszem można i ta książka jest tego dowodem.
Pomimo tego iż książka jest bardzo uboga w opisy scen łóżkowych to i tak działa bardzo zmysłowo na wyobraźnię. I to mi się w niej najbardziej podobało.

O czym jest książka? najprościej określiłabym, że jest to książka o szukaniu szczęścia i zaspokojenia. O szukaniu bezpieczeństwa i perspektywy na przyszłość. O tym jak przeżyć życie nie będąc jego więźniem. A także o rozterkach niezaspokojonej i dobrej kobiety. Mnóstwo pytań na które nie ma odpowiedzi.
W książce pokazana jest też wyraźnie różnica klasowa.

Niestety, książka zawiera zbyt długie opisy kopalni i różnych innych politycznych czy religijnych przemyśleń, a przez ten toporny choć piękny język, bardzo przynudzają co powoduje, że ma się ochotę wyrzucić książkę przez zamknięte okno. Momentami ma się wrażenie, że autor na siłę ją napisał.
Książka była dla mnie swojego rodzaju katorgą. Zabierałam się za nią z zapałem, a w trakcie czytania ten zapał się zmniejszał stopniowo aż w końcu zakończyłam ją z ogromną ulgą, że to już się skończyło. Momentami książka mnie przygnębiała i wprowadzała w ponury nastrój.
Ciężko i długo ją czytałam, jest to książka na raz i nie chcę już nigdy więcej do niej wracać. Zbyt wielka strata czasu. Akcja się wlecze pomimo tego, że jest to cienka książka i miałam wrażenie, że tych stron ciągle przybywa zamiast ubywać. Jak na jej objętość to męczyłam się z nią zbyt długo.

Ogólnie mówiąc cieszę się, że ją przeczytałam, bo książka jest bardzo dobra jestem z siebie dumna, że przy niej wytrwałam zaspokajając swoją ciekawość, ale jednak cieszę się, że ją wreszcie skończyłam. Polecam tym, którzy nie mają co robić z czasem i tym, którzy chcą poznać piękną historię Lady Chatterley.

moja ocena: 6/10

Justyna, czyli nieszczęścia cnoty...



Tytuł: Justyna, czyli nieszczęścia cnoty
Autor: Donatien Alphonse François de Sade
Wydawnictwo: Wydawnictwo Łódzkie
Rok wydania: 1991
Status: z biblioteki


Chodząca cnota o imieniu Justyna...

Od bardzo dawna chciałam przeczytać tę książkę. Gdy ją w końcu dorwałam ciężko mi było się chociaż na chwilę od niej oderwać. Może to zabrzmi dziwnie, ale doczytałam do końca z wielką przyjemnością i z niemałym zainteresowaniem.
Jestem bardzo zadowolona i znalazłam w niej wszystko czego oczekiwałam, a nawet więcej.

Książka moim zdaniem jest bardzo dobra, opowiada o walce pomiędzy cnotą a rozpustą i porusza bardzo ważne kwestie bytu człowieka i sensu istnienia oraz wiary.
Oprócz tego, w książce jest też pokazane jak w tamtych czasach traktowano kobiety, słabszych i chorych. Kolejny raz udowadniana jest wyższość mężczyzn i ich prawa.

Filozofia przedstawiona przez autora może budzić kontrowersje a nawet obrzydzenie, to jednak trzeba przyznać, iż jego argumenty są napisane bardzo sensownie, zmuszają mimo wszystko do zastanowienia się nad sensem wszystkiego. I nie sposób się z niektórymi jego poglądami nie zgodzić. Chociaż może aż nazbyt starał się udowodnić, że cnota jest z góry skazana na porażkę.

Tytuł "Justyna czyli nieszczęścia cnoty" jest bardzo trafny, ponieważ faktycznie książka opowiada o losach tytułowej Justyny, jej walce, odwadze i cnocie. Wiedziała czego chce i pomimo tych trudności i przeszkód można by rzec, że cnota wygrała, lecz niosąc po drodze wiele nieszczęść. Miała pecha, że trafiła do świata Libertynów.
W zasadzie może nie tyle to są "nieszczęścia cnoty" co raczej "nieszczęścia Justyny".
Autor nieźle torturował naszą bohaterkę zanim doprowadził do jej szczęścia i spełnienia, ale mimo wszystko w końcu się zlitował i ją ocalił, więc chyba nie jest aż takim wielkim potworem.
Podziwiam Justynę, bo nie załamała się, dopięła swego i z każdej sytuacji potrafiła wyjść. Chociaż czasami przyznam szczerze, męczyła mnie jej naiwność, nie uważała zbytnio na siebie, za bardzo ufała ludziom i nie brała ze swoich doświadczeń lekcji przez co popadała w jeszcze większe tarapaty, których mogłaby uniknąć.

Ja tę książkę traktowałam jak swojego rodzaju horror, który ukazuje człowieka jako wynaturzonego potwora. A de Sade to tak jakby dzisiejszy Masterton.
Bo niby czym ta książka różni się od dzisiejszych horrorów? Skoro uznajemy Markiza za chorego człowieka, bo miał takie a nie inne poglądy i swoje upodobania to i również Mastertona czy Ketchuma powinniśmy za takich uważać, za to co ukazują w swoich książkach, bo normalne to to chyba też nie jest.

Książka jest napisana w sposób płynny i łatwy w odbiorze. Bogaty zasób słownictwa i pojęć. Brak nużących fragmentów, dialogi ciekawe, wartka akcja. Czyta się przyjemnie, z wypiekami na twarzy i z niemałymi emocjami. Wzbudza w czytelniku wszelakie uczucia. Książka ma niesamowity klimat i czuć wyraźnie powiew XVIII wieku.

Czy polecam? hmm...
To bardzo wstrząsająca i wzruszająca książka, zmuszająca do refleksji, pozostaje w pamięci na bardzo długo, dlatego polecam ją zdecydowanie osobom odważnym i twardo stąpającym po ziemi.

Moja ocena: 9/10

środa, 23 kwietnia 2014

Siostrzenica markizy - opinia



Tytuł: Siostrzenica Markizy
Autor: Daria Charon
Wydawnictwo: Replika
Rok Wydania: 2010
Status: moje




Zmysłowa, namiętna i przesiąknięta seksem książka, pobudzająca wyobraźnię.
Ma wszystko to co powinien zawierać dobry erotyk.
Książka wciąga od pierwszej strony, czyta się szybko. Jest napisana prostym i pięknym językiem. To nie jest żadne wyuzdane porno. Opisy erotycznych scen nie są wulgarne tylko subtelne, zmysłowe i działające na zmysły.
Jednak jeśli myślicie, że nie znajdziecie nic oprócz seksu, to jesteście w błędzie.
Książka jest dla tych którzy potrafią dostrzec piękno erotyki i miłości, jest dla tych którzy potrafią znaleźć w tej książce więcej niż seks. Na pierwszy rzut oka może się wydawać, że seks jest tutaj "głównym bohaterem", ale nie on jest tu najważniejszy. Tak na prawdę jest to książka o miłości, marzeniach, nieufności, samotności i brutalności rzeczywistego świata oraz walce o przetrwanie. Dwoje bohaterów musi przejść długą drogę by się odnaleźć i zrozumieć, że są sobie przeznaczeni.... im dalej zagłębiamy się w ich historię zauważamy, że seks schodzi na dalszy plan.
Autorka stworzyła piękne dzieło sztuki, ukazując erotykę w różnych obliczach i odsłonach. Książka pozostawia po sobie przyjemne wrażenia i pewien niedosyt...
Polecam.

Moja ocena: 9/10

niedziela, 20 kwietnia 2014

Wenecja Vivaldiego - krótka opinia...



Tytuł: Wenecja Vivaldiego
Autor: Laurel Corona
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Rok Wydania: 2011
Status: Moje


Przepiękna i smutna książka opowiadająca o losach dwóch sióstr i mistrza Vivaldiego. To książka o muzyce, miłości, marzeniach i uczuciach. Przez cały czas czytania dosłownie słyszałam muzykę i śpiew wydobywające się z kart książki, każde kolejne zdanie poruszało moje serce do głębi, wzruszałam się z każdym słowem. Byłam zachwycona tą magiczną historią. Na końcu się popłakałam.. nie spodziewałam się takiego zakończenia ;(
Spędziłam bardzo przyjemne chwile, chyba nawet jedne z najlepszych w moim życiu, oddając się w ręce fantazji, wsłuchując się w czytane słowa. Magia zawładnęła moją duszą i odpłynęłam do bajkowej Wenecji.
Polecam tę zmysłową i piękną książkę każdemu, kto docenia sztukę, bo ta książka jest dziełem sztuki.

Tej książki się nie czyta, tę książkę się słucha.

Moja ocena całości: 10/10

środa, 16 kwietnia 2014

Czerwony Hotel - opinia...



Tytuł: Czerwony Hotel
Autor: Graham Masterton
Wydawnictwo: REBIS
Rok wydania: 2012, Poznań
Status: Wypożyczone z biblioteki


Czytałam już wiele książek Grahama Mastertona, znam tego pisarza i wiem czego mniej więcej można się po nim spodziewać i do tej pory jeszcze nie żałowałam, że sięgnęłam po jego książki. Zawsze zapewniają dobrą rozrywkę mimo iż jest pisarzem dość nierównym.
Sięgnęłam po "Czerwony hotel" z ciekawości, co też ten pisarz tym razem wymyślił...
Mamy tym razem akcję dziejącą się w tytułowym, czerwonym hotelu. Jest on nawiedzony przez duchy, różne wymiary na siebie się nakładają, jedna z bohaterek miewa proroczy sen dotyczący tego miejsca, jej brata i oczywiście niej samej.
W rozwikłaniu zagadki pomaga Sissy, kobieta medium przepowiadająca przyszłość z kart.
Cóż.. zaintrygowana opisem sięgnęłam po tę książkę oczekując dobrej rozrywki, poza tym uwielbiam mroczne tajemnice, paranormalne sprawy i wróżenie z kart. I nie zawiodłam się.. dostałam wszystko czego oczekiwałam. I zdecydowanie jest to dla mnie najlepsza książka Mastertona jaką do tej pory przeczytałam.
Wielu ludzi uważa, że książka jest za słaba na horror, narzekają, że za mało straszna i że w ogóle jest jakaś nijaka. A mnie się właśnie to wszystko najbardziej podobało i tym razem w tej książce znalazłam to czego brakowało mi w innych książkach tego pisarza. Znalazłam tą magię, tę niepewność mimo przewidywalnej akcji. Znalazłam tę otoczkę, która powinna towarzyszyć makabrze przez całą książkę. To coś co zalega gdzieś w głowie, sercu, organizmie, trzyma i nie puszcza aż do zakończenia.
Książka nie jest przesadzona w makabryczne opisy, wszystko jest dawkowane w odpowiednich proporcjach, że czytelnik nie czuje przesytu, nie ma poczucia, że horror w zasadzie jest śmieszny i żałosny aniżeli straszny.
Kolejny plus to duchy, które nie są przesadnie ubarwione, tylko przedstawione w sposób prosty, jednocześnie wzbudzający niepokój. Ja przyznam się, że miałam ciarki na ciele gdy była o nich mowa. Tak, boję się duchów i jak w książkach występują zawsze odczuwam taki lekki hmm.. dyskomfort myślowy? nie wiem czy mogę użyć takiego określenia, ale uważam, że jest ono trafne.
Ale.. jednak muszę się czegoś uczepić. Troszeczkę niektóre motywy z książki przypominały mi "Lśnienie" pana Kinga. Możliwe, że Masterton się inspirował dziełem swojego kolegi po fachu albo mu pozazdrościł popularności lub po prostu to zwykły zbieg okoliczności. W każdym razie to wrażenie towarzyszyło mi podczas czytania.
Niemniej jednak książka jest bardzo dobra, zupełnie inna od tych, które już przeczytałam, jakby innym stylem napisana. Pozytywne zaskoczenie. I takie historie bardzo lubię.
Polecam.

Moja ocena całości: 7.5/10

wtorek, 15 kwietnia 2014

Duch Ognia - opinia...



Tytuł: Duch Ognia
Autor: Graham Masterton
Wydawnictwo: Albatros
Rok Wydania: 2010
Status: z biblioteki


Przeczytałam kolejną książkę z gatunku grozy, kolejna książka Mastertona. O czym opowiada? o tym, że otwierają się bramy piekieł, kobiety zostają brutalne gwałcone a następnie żywcem spalane przez ducha ognia. Inspektor pożarowy zajmuje się tą sprawą i próbuje wyjaśnić tę zagadkę..
Mrocznie, strasznie, akcja dzieje się w zawrotnym tempie. Masterton nie pozwala nawet na chwilę odpocząć. Z pozoru niewinny trzynastolatek terroryzuje miasto, jest najbardziej przerażającym bohaterem w książce choć na takiego nie wygląda. Za każdym razem gdy się pojawiał ciarki mnie przechodziły po plecach. Na prawdę się go bałam, a jednocześnie mnie fascynował i chyba był moją ulubioną postacią z powieści. Z jednej strony było mi go żal, z drugiej go nienawidziłam i się bałam, ale czułam do niego mimo wszystko sympatię. Barwna postać i chyba najlepiej wykreowana z nich wszystkich.
Powiem szczerze, że książka podobała mi się bardzo, czułam grozę, strach, dech mi w piersiach zapierało, ale.. mam drobne ale.
Otóż.. momentami miałam wrażenie, że książka jest po prostu inną wersją "Wyznawców płomienia". Dużo podobnych motywów, np. motyw z autobusem jest zdumiewająco podobny, wręcz identyczny z drobnymi detalami, nawet badanie spraw było bardzo zbliżone do opowieści, pod tytułem wyżej wymienionym. Już same opisy spalania były podobne. W ogóle momentami miałam wrażenie, że czytane fragmenty już gdzieś wcześniej czytałam.
Nie wiem czy to odgrzewany kotlet czy po prostu doprawiony, ale ten fakt trochę mnie zniechęcał do tej książki.
Kolejna sprawa to to, że jak przy wielu książkach pana Mastertona, czułam obrzydzenie. Nie dlatego, że opisy są aż tak przerażające, że mi się żołądek wywrócił na drugą stronę, ale dlatego, że momentami było po prostu niesmacznie.. obrzydzenie do jego pomysłów. Wiem, że to horror, powinien szokować, straszyć itd. i że są pisarze opisujący gorsze rzeczy, ale u Mastertona tak dziwnie to wszystko się czyta, niesmacznie po prostu, zwłaszcza, że straszne są tylko te opisy a nie ma tej grozy, tej otoczki, która towarzyszy brutalnej akcji. I to mi przeszkadza w jego książkach. Takie to trochę suche. Pomysły ma fajne, potencjał widać, czyta się z zapartym tchem, ale zawsze.. zawsze czegoś mi brakuje i tutaj było tak samo. On przesadza czasami z niektórymi momentami, że człowiek po prostu mu nie wierzy. Chyba nie ma tego daru do przekonywania do swoich historii, w każdym razie mnie nie zawsze przekonuje, a jak już prawie mu się udaje, to znajdzie się coś w książce, co mnie zniechęci, co sprowadzi na ziemie i człowiekowi wręcz głupio, że uwierzył przez chwile.
Książka mi się podobała jak już mówiłam, sam pomysł na prawdę nie głupi, fajnie rozplanowane, opisane, ale zabrakło mi właśnie tej otoczki grozy. Sam opis spalających się ciał to mimo wszystko za mało. Owszem, opisy mocne, że ciarki po plecach przechodzą, ale jest to krótkotrwałe i nie trzyma w napięciu do samego końca tak jak powinno. Człowiek przez chwilę poczuje lęk a potem to opada, uspokaja się bijące serce, by za chwile znowu rąbnąć.. może jednym się to podoba, ale dla innych może to być za mało porywające. Na prawdę wszystko byłoby idealnie, gdyby była dodana ta magia, która wciąga, że człowiek odchodzi od zmysłów. Ale tak nie mam nic więcej do zarzucenia. I szczerze mówiąc przez ten motyw z autobusem mój entuzjazm wobec tej książki nieco opadł... a miało być tak pięknie.
Mimo wszystko książkę polecam, bo jest na prawdę dobra i idealna na rozrywkę.

Moja ocena całości: 7/10

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

Saga o Ludziach Lodu...

Tytuł: Saga o Ludziach Lodu
Autor: Margit Sandemo
Liczba tomów: 47
Wydawnictwo: Pol-Nordica
Rok wydania: 1996
Status: moje



Zakochałam się w Sadze o Ludziach Lodu już od pierwszych stron pierwszego tomu. Pochłaniałam nawet po 2 tomy dziennie, nie mogłam się nawet na chwilę oderwać gdyż ciekawiło mnie co będzie dalej.
Niesamowicie wciągająca Saga. Margit Sandemo jest rewelacyjną pisarką, potrafi rozbudzić wyobraźnię, emocje i wszelakie uczucia. Nie powstała (przynajmniej dla mnie) lepsza saga. Znalazłam w niej wszystko czego szukam w książkach. Pięknie napisana. Sandemo nie pisze jakimś wyszukanym językiem, pisze prosto, ale w tej prostocie zawiera wszystko co chce czytelnikowi przekazać, nie potrzeba żadnych wymyślnych słów by napisać pięknie książkę, żeby wciągnąć w ten magiczny świat. W tej prostocie zawarła całą swoją mądrość i wyobraźnię. Proste a tak piękne.
Wszystkie tomy zaliczam do moich ulubionych książek, a Sandemo jest moją ulubioną pisarką :)
Sandemo umieściła w całej sadze piękne przesłanie, to, że są tam kalecy i brzydkie story też ma na celu to, że nie tylko piękni i bogaci zasługują na miłość, szacunek itd. ona ta sagą stara się otworzyć ludziom oczy, uczy tolerancji, akceptacji, szacunku itd.
Umieściła dużo swoich poglądów (szczególnie religijnych, dotyczących śmierci itd), dość kontrowersyjnych i momentami osoby religijne mogą poczuć się urażone, albo po prostu się z nią nie zgodzić.
Sandemo też wplotła w sagę swoje doświadczenia przez co książka wydaje się jakby to co jest w niej napisane było prawdziwe.


Wiele rzeczy dzięki Margit Sandemo zrozumiałam, zaczęłam inaczej patrzeć na świat i doceniać wszystko co mnie otacza. I przede wszystkim nauczyła mnie doceniać siebie i wierzyć w siebie. Dzięki niej patrzę też inaczej na śmierć i już się jej aż tak nie boję. Jej książki pocieszają mnie w chwilach smutku i poprawiają humor. Jak mam doła sięgam po jakiś tom i wystarczy jedno zdanie bym poczuła się lepiej.

Moja ocena ogólna: 10/10

Moja Biblioteczka..

Zdecydowałam się pokazać swoją kolekcję książek... to tak bardziej w formie pamiątki, ponieważ szykują się zmiany w moim życiu i biblioteczka też ulegnie zmianie.. ale o zmianach życiowych napiszę dopiero jak już nadejdą, a teraz na razie zaprezentuję swoją aktualną biblioteczkę. Jest skromna, ale jest moja :)




Dopiszę tutaj tytuły książek, których ciężko dostrzec na zdjęciach:

1. "Quo Vaids" - Henryk Sienkiewicz
2. "Jak interpretować sny" - Katarzyna Ostrowska
3. "Piknik na skraju drogi" - Arkadij Strugacki, Borys Strugacki
4. "Pachnidło" - Patrick Süskind
5. "Mały książę" - Antoine de Saint-Exupéry
6. "Mały książę odnaleziony" - Jean-Pierre Davidts
7. "Między ustami a brzegiem pucharu" - Maria Rodziewiczówna
8. "Miłość na Capri" - Jean Stoddart
9. "Dzieje Tristana i Izoldy"
10. "Dama Kameliowa" - Aleksander Dumas (syn)
11. "Flet z Mandragory" - Waldemar Łysiak
12. "Love story. Czyli o miłości" - Erich Segal
13. "Brzydkie kaczątko", "Nowe szaty cesarza", "Mała syrenka", "Ołowiany żołnierzyk", "Dzikie łabędzie", "Calineczka" - Andersena
14. "Roszpunka" - Braci Grimm
15. "Piękna i bestia" - Charles Perrault
16. "Piotruś Pan" - James Matthew Barrie
17. "Dziewczyna o szklanych stopach" - Ali Shaw
18. "Alicja w Krainie rzeczywistości" - Melanie Benjamin
19. "Katedra Marii Panny w Paryżu" - Victor Hugo
20. "Z chemią przez fotografię jednobarwną" - Jan Rajmund Paśko
21. "Wszystko jest hybrydą" - Linkin Park
22. "Koty i Kociaki" - Jinny Johnson
23. "Jak interpretować sny" - Katarzyna Ostrowska
24. "Vademecum Tarota" - Barbara Antonowicz-Wlazińska
25. "Cuda Świata" - Biblioteka Wiedzy
26. "Księga Herbaty" - Okakura Kakuzo
27. "Bushido" - Inazo Nitobe

Reszta książek znajduje się u mojego faceta w domu. Nie robiłam już zdjęć, ale za to podam listę:

Książki Stephena Kinga: "Desperacja", "Zielona Mila", "Bastion", "Dallas'63", "Łowca snów", "Marzenia i Koszmary", "Po Kopułą", "Ręka Mistrza", "Stephen King na wielkim ekranie", "Bezsenność", "Wszystko jest względne. 14 mrocznych opowieści"

Inne:
1. saga "Wiedźmin" - Sapkowski
2. "Ukryte złoto" - Janusz Piekałkiewicz
3. "Chemia śmierci" - Simon Beckett
4. "Droga do szaleństwa" - Howard Phillips Lovecraft
5. "Gringo wśród dzikich plemion" - Wojciech Cejrowski
6. "Szkoła przetrwania: kultowy poradnik survivalowy" - Edward Michael „Bear” Grylls
7. "Ty" - Zoran Drvenkar
8. trylogia "Władca Pierścieni" i "niedokończone opowieści" - Tolkiena
9. "Arabska perła" - Maha Gargash
10. "Arabska pieśń" - Leila Aboulela

plus cała masa mang, kawaii, kaczorów Donaldów, czasopism o grach, zjawiskach paranormalnych, popularnonaukowe, muzyczne, seksie itd.



sobota, 12 kwietnia 2014

Nowe zdobycze książkowe..

Witam :)
Post z tytułu: "trochę chwalenia się" czyli zaprezentuję Wam teraz książki, które zdobyłam w marcu i dołączyły do mojej kolekcji książek. Zapraszam do podziwiania :)



Książki zdobyte za punkty na fincie:



1. "Miłość Alchemika" - Avery Williams
2. "Muzyka z zaświatów" - Graham Masterton
3. "Groza jej spojrzenia" - Tim Powers
4. "Nasienie zła" - Joanne Harris
5. Katedra Marii Panny w Paryżu" - Victor Hugo
6. "Słodki zapach brzoskwiń" - Sarah Addison Allen
7. "Sługa kości" - Anne Rice (nie ma na zdjęciu głównym, bo zapomniałam po prostu o tej książce jak robiłam zdjęcie stosu)

Wymiana (książka za książkę lub przedmiot za książkę):




1. "Piękna ZŁAlicja" - Rebecca James
2. "Idealna Chemia" - Simone Elkeles
3. "Lodowy ogień" - Kai Meyer
4. "Klasztor" - Panos Karnezis
5. "Obserwacje" - Jane Harris
6. "Morrigan" - Piotr Olszówka

Prezent urodzinowy od mojego ukochanego:



1. "Ostatni Akt" - Ellis Avery (kupiona na kiermaszu w biedronce)
2. "Wróżka z Jaskółczej Wieży" - Miki Monticelli (kupiona na kiermaszu w biedronce)
3. "Obsydianowe serce" tom 1 i 2 - Ju Honisch, Allegro
plus dodatek w postaci rysunku kotka, który był dołączony do jednego z tomów" obsydianowe serce", mój kochany przy zamawianiu książek specjalnie poprosił o rysunek kotka :)



Odkupiłam od jednej z użytkowniczek na LC:



- "Cyrk Nocy" - Erin Morgenstern

I jak Wam się podoba mój stosik? sporo tego, ale zadowolona jestem toż to istna, czytelnicza uczta.. same rarytaski (mam nadzieję) :)

czwartek, 10 kwietnia 2014

Sekundę za późno - opinia...



Tytuł: Sekundę za późno
Autor: William R. Forstchen
Wydawnictwo: Bullet Books, seria: Czarna Wdowa
Rok wydania: 2011
Status: Moje


Arcydzieło czy bezsensowny bełkot?
Myślę, że i jedno i drugie, ale jeśli chodzi o to drugie to raczej sensowny bełkot.
Książka opowiada o tym co się może stać jak wyłączą nam prąd i przestanie wszystko działać i jest to świetny podręcznik survivalu czyli, jak przetrwać gdy nadejdzie taka, dość realna, katastrofa i wojna. I myślę, że w dzisiejszych czasach jest to niezbędna książka w każdym domu. Każdy powinien ją przeczytać i być przygotowany tak w razie czego.
Książka sensowna, warta przeczytania, bardzo dużo przydatnej wiedzy, szczypta historii.
Jednak... jest trochę rzeczy, które mi bardzo przeszkadzały:

1. Momentami zastanawiałam się czy ta książka jest faktycznie o końcu świata i przetrwaniu czy może jednak o... nałogowym paleniu papierosów. Niemalże na każdej stronie gościu (czyt. główny bohater) martwi się ile ma fajek i że musi zapalić i się zastanawia czy kogoś poczęstować. W ogóle wszyscy bohaterowie to palacze. I zamiast zrobić na samym początku zapasy jedzenia i rzeczy przydatnych ten se zrobił zapasy... kartonów papierosów na kilka miesięcy... to jakiś żart?!
Szlag mnie trafiał jak czytałam prawie na każdej stronie o fajkach i to było pisane z taką czcią, że autor na chwilę zapominał o katastrofie, bo musiał napisać dokładnie o tym jak ktoś się zaciągnął i w tym momencie była cisza na sali.
Główny bohater mnie drażnił też tym, że uważał siebie za wszechwiedzącego Alfę i Omegę i wszyscy mają się go słuchać, bo on zawsze ma racje i w dodatku się z tym obnosi.

2. Książka w zasadzie jest też o tym jacy to Amerykanie są zaje... jedwabiści. Jacy to oni są wrażliwi na punkcie zwierząt i jako jedyni na świecie traktują swoich pupili jak członków rodziny. Momentami czułam się lekko urażona jako europejka. I takie wielkie zdziwienie, że u nich też może coś wybuchnąć.. ale co z tego, jesteśmy Amerykanami (co w sumie też na każdej stronie było podkreślane) i damy sobie radę. Cały świat (z wyjątkiem Amerykanów) jest nieporadny i nikt na świecie nie radzi sobie tak dobrze jak Amerykanie.

3. Dzielenie ludzi na kategorie... a konkretnie na wojskowych i ludzi przydatnych i na resztę plebsu, który bez nich sobie nie poradzi. A skąd autor ma pewność, że w obliczu takiej zagłady świata, nie będzie na odwrót? że to właśnie ten "nieporadny plebs" nie okaże się bardziej zaradny i przydatny od wojskowych? W końcu człowiek to jedna wielka zagadka i w obliczu zagrożenia życia potrafi zdziałać cuda.

4. I przyznam, że momentami czułam się też urażona jako kobieta.. każda kobieta występująca w książce, była seksowna, szczupła i był to taki typ lalki i tylko takie rozmawiały z głównym bohaterem. I jeszcze tekst, że Azjatki są najładniejsze na świecie.. po jaką cholerę (za przeproszeniem) bohater o tym mówił w obliczu zagłady? Chaos się rozpętał, każdy walczy o przetrwanie a ten o takich rzeczach myśli? aa i oczywiście, kobieta ma tylko jedno do zaoferowania w obliczu zagłady żeby się najeść....

5. Przeszkadzało mi, że przez większość książki były ciągłe narady... Narada, narada, narada, zapalenie fajki, narada, fajka... ooo może w końcu jakąś akcję zrobimy? fajka, narada, narada, fajka i w końcu stanie i patrzenie jak reszta plebsu sobie radzi, komentowanie ich poczynań przy fajeczce.. hmm.. może kogoś zastrzelimy? narada, fajka, narada, WOJNA!!!
Bełkot, po prostu bełkot. Narada, naradą, naradę.. naradza (pogania)

6. I ostatni punkt... Ta książka ma morał taki: "karmić wojskowych i ludzi przydatnych, a plebs może zginąć, on nam nie potrzebny. Kto nie jest żołnierzem nie przetrwa i jest nic nie wart". I łaskawie karmią tych co się znają na jakichś tam starych wynalazkach.
I martwią się ile maja gąb do wykarmienia, a jak ktoś ginie to się cieszą, że więcej jedzenia dla reszty.
Ta książka wywyższa wojskowych.

Pomijając te minusy, przymykając na nie oko, to książka na prawdę jest rewelacyjna, bardzo dobra opowieść, fabuła wciskająca w fotel, tylko niewrażliwi i Ci co mają serce z kamienia nie docenią tej powieści. Na prawdę godna uwagi. Podobało mi się to, że główny bohater tak bardzo dbał o swoją rodzinę, walczył za nią... nawet za psa. Wszyscy bohaterowie bardzo dobrze zarysowani, wykreowani, konkretni i różnorodni.

Patrząc ogólnie na całość książki, to jest ona bardzo dobra. Mocne dialogi, dużo się dzieje, jest strach są emocje, które się budzą już na samym początku książki i znikają dopiero po zakończeniu... a po odłożeniu człowiek jest jeszcze w szoku i musi wrócić do świata realnego. Człowiek dochodzi do wniosku, że przecież to wszystko co jest przedstawione w tej książce może na prawdę się stać, przecież tam nie było żadnej fantastyki, tam był nasz rzeczywisty świat w którym żyjemy.
A ostatnie 100 stron wcisnęło mnie w fotel, łzy leciały aż do zakończenia książki... dla takiego zakończenia warto było przeczytać tę książkę pomimo tych dość licznych minusów. Dawno tak mocno nie ryczałam...
Na prawdę polecam!

Okładka: 9.5/10
Fabuła: 10/10
Bohaterowie: 8/10
Dialogi: 9/10
Język: 9/10

Moja ocena ogólna: 7/10

środa, 9 kwietnia 2014

Joyland - opinia...



Tytuł: Joyland
Autor: Stephen King
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Status: moje


Mamy tutaj historię opowiedzianą przez mężczyznę, który wspomina lata kiedy był młody, rozstał się z dziewczyną i zatrudnił się w wesołym miasteczku zwanym "Joyland".
Fani Kinga wiedzą o tym, że jego książki są nie równe i nie zawsze trzymają się usilnie łatki grozy czy horroru. Tak jest i tym razem. Joyland nie jest horrorem, jest obyczajówką z kryminałem, bliżej mu do thrillera niż horroru i oczywiście jest szczypta fantastyki. Książka jest zupełnie inna od tych, które są już znane. Jest przede wszystkim o miłości, o dojrzewaniu, pierwszych miłościach, o życiu i śmierci, egzystencji człowieka. Po mistrzowsku są nakreślone przemyślenia i uczucia bohaterów, po prostu czytelnik wręcz czuje i myśli to samo co bohaterowie w danym momencie. Jest to książka bardzo psychologiczna, daje do myślenia, daje nadzieję. Książka jest magiczna, jest smutna i wzruszająca. Jest tak świetnie opowiedziana, że na prawdę nie byłam w stanie powstrzymać łez. Momentami pociesza, daje nadzieję, że może być lepiej, że nie jest tak strasznie jakby się mogło wydawać. King, jeśli chodzi o język, trzyma się swojego stylu, na prawdę czyta się dobrze, lekko i przyjemnie. Czytając po prostu historia sama w głowie mi się układała i widziałam te obrazy, które King zarysował jedynie słowami.
Niestety, Ci co oczekują, że to będzie horror i tylko z tego powodu sięgną po tę książkę, to się mogą rozczarować i narzekać, że wcale nie jest ta książka straszna. Chociaż.. dla tych co potrafią patrzeć głębiej, to książka będzie w pewnym sensie straszna pomimo, że nie ma tutaj fruwających flaków i masakry co stronę. Ci co są wrażliwi i przeżywają każdą książkę jaką czytają na pewno dostrzegą tę grozę.. grozę psychologiczną. Tragizm bohatera, albo i bohaterów.. przerażające jest to, jak życie ludzkie jest kruche. I w zasadzie.. pewien mały chłopiec z tej książki, który jest bardzo mądry, na pewno niektórym udzieli porządnej lekcji o życiu...

A teraz skupię się na swoich osobistych przeżyciach:
Po prostu jak dla mnie to chyba moja ulubiona książka Kinga jaką do tej pory przeczytałam. Tyle emocji, tyle przeróżnych uczuć dawno nie przeżywałam. Dosłownie serce mi waliło z przejęcia, wciągnęłam się w tej świat Joylandu i dosłownie nie kontaktowałam z rzeczywistością, tak mnie wciągnęło, że nic nie było w stanie mi przerwać, czytałam do oporu.. nie mogłam spać, nie mogłam pić ani jeść, musiałam ją skończyć, nie mogłam przerwać. Gdy doszłam do ostatniej strony po prostu się poryczałam, nie tylko dlatego, że książka jest smutna i wzruszająca, ale też dlatego, że po prostu rozpaczałam, że się skończyła... w dodatku JAK się zakończyła!
Ogólnie książka pozytywnie zaskakująca.. nie ma tutaj typowego schematu nawiedzonego wesołego miasteczka jaki pewnie wielu może się spodziewać przed rozpoczęciem lektury.. nie, o nie! King tak łatwo się nie da :) totalne zaskoczenie, możliwe, że co niektórzy mogą uważać, że jest przewidywalna, ale mimo wszystko i tak jest zaskakująca.. po prostu magiczna książka, odpłynęłam przy niej.
Dodatkowo klimacik podkręciłam sobie słuchając do tego utworów Nightwish'a m.in."Storytime", "Scarytale", "Nemo", "Sleeping sun" czy "Rest Calm".
Joyland w połączeniu z Nightwishem to po prostu niezapomniane, wspaniałe przeżycie, po prostu.. aż dech mi zaparło. Czegoś takiego dawno nie przeżyłam.
Nie ma tutaj przeciągających się opisów i wywodów z których King jest bardzo znany, wiadomo, że niektóre wątki lubi przedłużać... tutaj tego nie ma, idzie skrótami bardzo. Jedni uważają, że jest to na minus inni, że na plus.. fakt, może książka mogłaby być dłuższa, byłoby więcej przyjemności z czytania, ale osobiście uważam, że jest dobrze jak jest, bo możliwe, że mogłaby wtedy przynudzać. Choć do tej pory jeszcze się nie zdarzyło, żeby jakaś książka Króla mi się nudziła :)
Ale właśnie uważam, że przez to ta książka wydaje się inna od tych wszystkich jakie napisał i na prawdę, jest wielki skoro potrafił zawrzeć całą magię i istotę książki w na prawdę niewielkiej ilości stron.
Polecam serdecznie!

Okładka: 10/10 - rewelacyjna po prostu!
Fabuła: 10/10
Bohaterowie: 10/10
Dialogi: 10/10
Język: 9.5/10

Moja ocena całości: Mocna dycha! (10/10)

poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Wizyta u dentysty...

Cześć!
ostatnio chodziłam trochę poddenerwowana, zestresowana i w ogóle, bo miałam umówioną wizytę u dentysty... ostatni raz u dentysty byłam w podstawówce i wtedy założyli mi plombę na ząbka. Od tamtego czasu w ogóle nie chodziłam już do "sadystów" (jak się nazywa żartobliwie ludzi, którzy wykonują ten jakże szlachetny zawód) aż do dzisiaj...
Mój chłopak mi marudził w sumie odkąd się znamy "powinnaś iść do dentysty, powinnaś przebadać ząbki, masz drobne dziurki" itede itepe ites. Po 8 latach jojczenia mi, w końcu zdecydowałam się, że pójdę, trudno, choć byłam święcie przekonana, że iść nie muszę, bo mam wszystko ok z ząbkami.. no ale ok, iść kiedyś trzeba, a może jednak ma rację. No to się umówiłam na 7 kwietnia 2014 roku na godz. 11:30. Siedzę w poczekalni, czekam grzecznie, oglądam ściany i myślę o tym co będzie dalej w książce, którą aktualnie czytałam. W końcu nadeszła moja kolej.
Bałam się, usiadłam na foteliku, babka się pyta z czym przychodzę, mówię, że na kontrolę, bo coś mi nie pasuję w ząbkach.. otwieram usta, przegląda i mówi.. "ale czego pani chce? przecież ma pani ładne, zdrowe ząbki, zadbane, mocne i ani jednej najmniejszej dziurki", następnie zapytała czy mnie bolą i czy odczuwam jakiś ból jedząc słodkie itd. mówię, zgodnie z prawdą, "nie" no i mówi, "no właśnie, bo nie ma pani dziurek, dziąsła też mocne", jedynym problemem był lekki kamień, w sumie nie groźny, bo jak stwierdziła, dziąsła zaczęły same z nim walczyć i wypychać, więc po prostu skoro tam już byłam, bezboleśnie mi go zdrapała, co zajęło minutę i było na prawdę po wszystkim. Powiedziała, że jest wszystko w idealnym stanie. Powiedziała tylko, że jeśli chcę dla pewności przyjść na kontrolę to zaprasza nie wcześniej niż za 3 miesiące, ale nie jest to konieczne.
Podziękowałam, pożegnałam się i wyszłam.. pani dentystka ogólnie bardzo miła i sympatyczna, nie okazała się żadną sadystką xD
Zadowolona opuściłam gabinet, udałam się do domku, umyłam ponownie ząbki, przepłukałam porządnie dla pewności, żeby żaden ułamek kamienia się nie został gdzieś i z satysfakcją napisałam do mojego kochanego sms'a, że wszystko w porządku...
No i co?! na moje kurde wyszło! :)

niedziela, 6 kwietnia 2014

Trzy nowe zakładki...

Do mojej kolekcji zakładek, które prezentowałam kilka postów temu, dołączyły trzy kolejne..

- zakładeczka z Fabryki słów, znalazłam w książce, którą zdobyłam za punkty na Fincie. :)

- zakładka "karta" z fabryki słów, znalazłam ją gdy robiłam zakupy na kiermaszu w biedronce, wyleciała z jednej z książek, które przeglądałam i sobie po prostu wzięłam :) idealna do horrorów :) pasowała szczególnie do "Czerwonego Hotelu" Grahama Mastertona :)

- zakładka w 3D, dostałam albo może znalazłam w książce, którą zdobyłam przez wymianę Książka za książkę od jednej z użytkowniczek LC. Bardzo dziękuję :)