niedziela, 27 września 2015

Królestwo Łabędzi - opinia...

Tytuł: Królestwo Łabędzi
Autor: Zoe Marriott
Wydawnictwo: Egmont
Seria: Poza Czasem
Status: Biblioteczka Elilayi




Pewnego dnia mój asystent, Gniew Natury, poinformował mnie, że sąsiednie królestwo popadło w poważne tarapaty. Plotka głosiła, że król niedługo po śmierci szanownej małżonki ponownie się ożenił z piękną i młodą, ale jednocześnie złą wiedźmą. Podobno całe królestwo było pod wpływem jej czarów. Synowie zostali wygnani z królestwa, bo nie chcieli się ugiąć przed nową królową, a córka została odesłana do swojej ciotki.
Długo myślałam nad prawdziwością tych plotek i postanowiłam to osobiście sprawdzić. Udałam się do sąsiedniej krainy i pierwsze co mi się rzuciło w oczy to nędza, mrok i popadające królestwo. Niegdyś kwitnąca i bardzo żyzna ziemia została okaleczona. Widać złe czary nowej królowej mają wielką moc skoro udało jej się pokonać jedną z najpotężniejszych czarownic czyli poprzednią królową, sama z resztą nie raz korzystałam z jej rad i jej śmierć była dla mnie szokiem. Nie raz i nie dwa w czasie mojego pobytu tam zauważyłam, że nad moją głową latają trzy łabędzie, co mnie bardzo zaciekawiło. Musiałam dowiedzieć się co się tutaj dokładnie stało. Chyba nigdy nie było tutaj łabędzi...

czwartek, 24 września 2015

Walt Disney i inne bajki...

Witam!
Bajek ciąg dalszy w dzisiejszym poście... tym razem Walt Disney i inni. Z góry przepraszam za jakoś zdjęć, zdjęcia robione telefonem.
Jestem ogromną fanką wszelakich baśni, bajek, legend, mitów itd. o czym już wspominałam we wcześniejszych postach. A Disneya po prostu kocham, ubóstwiam zarówno bajki jak i filmy. Choć oczywiście chętniej od filmów z aktorami oglądam filmy animowane, tak po prostu mam.

Pozostałe bajki, które ocalały mi i są ze mną przez tyle lat prezentują się tak:


A stosik zawiera:
Alicja w Krainie Czarów w wersji Walta Disneya


Kopciuszek w wersji Walta Disneya


Mała Syrenka w wersji Walta Disneya


Ogólnie bajeczek w wersji Disneya miałam mnóstwo, a zostały się tylko trzy, jaka szkoda... bu bu bu ;(
Kilka bajeczek z mojego dzieciństwa albo leży nadal na strychu w kartonach albo została poniszczona i spalona i wiem że część oddałam innym dzieciom gdy były jakieś zbiórki paczek w szkołach. Więc jakiś czas temu zakupiłam kilka bajeczek za 2 zł w Tesco:

Calineczka Andersena


Piękna i Bestia Charles Perrault


Roszpunka Braci Grimm - gdybym wiedziała, że dostanę zbiór Baśni Braci Grimm, który prezentowałam wcześniej, to zakupiłabym inna bajeczkę np. "Czerwonego Kapturka" który też był.


Piotruś Pan
- była kiedyś jako dodatek do... margaryny jakiejś (i tyko dlatego kupiłam tę margarynę).


Wilcze Strachy


A zatem tak prezentują się bajki, które ocalały. Planuję uzupełnić kolekcję, pewnie nie zdołam zdobyć dokładnie takich samych egzemplarzy jakie miałam w dzieciństwie a miałam np. z ruchomymi lub rozkładanymi obrazkami, ale jest cała masa innych prześlicznych wydań i aż żal ich nie mieć. :)

Pozdrawiam
Elilaya :)

niedziela, 20 września 2015

Trochę klasyki czyli kolejne zdobycze...

Cześć!
Zaopatrzyłam moją biblioteczkę w kolejne książki, tym razem trochę klasyki w ładnych, starych wydaniach, są książki których od dawna chciałam przeczytać i w końcu są moje. Zdobyłam je na fincie, ale nie za punkty tylko po prostu odkupiłam od bardzo sympatycznej duszyczki. Dałam za nie jedynie 35 zł razem z wysyłką. Bardzo ładne, stare wydania.

A oto co sobie (od)kupiłam:



- "Czarny Tulipan", Aleksander Dumas. Jestem w trakcie czytania.

- "Dwie Diany", Aleksander Dumas, dwa tomy.

- "Anna Karenina", Lew Tołstoj, wydanie dwutomowe. Nigdy mi się nie podobało nowe wydanie tej książki, taki klocek z filmową okładką.











Jestem po prostu szczęśliwa. Trochę dobrej literatury w mojej biblioteczce się znalazło.


Pozdrawiam
Elilaya :)

P.S. Zapraszam do polubienia mojego fanpega na facebooku.


czwartek, 17 września 2015

Cyrk Nocy - opinia...

Baśni ciąg dalszy...

Tytuł: Cyrk nocy
Autor: Erin Morgenstern
Wydawnictwo: Świat Książki






"Cyrk pojawia się znikąd.
Nie poprzedzają go żadne zapowiedzi, na słupach i tablicach w mieście nie ma plakatów, w gazetach żadnej wzmianki ani reklamy. Cyrk po prostu jest, podczas gdy wczoraj go nie było.
Wznoszące się namioty są w czarno-białe paski, bez śladu złota czy szkarłatu. W ogóle wszystko jest pozbawione kolorów z wyjątkiem pobliskich drzew i trawy na okolicznych polach. Czarno-białe paski na tle szarego nieba; niezliczone namioty różnych kształtów i rozmiarów, zamknięte w bezbarwnym świecie za misternym ogrodzeniem z kutego żelaza. Nieliczne dostrzegalne z zewnątrz połacie ziemi są czarne lub białe, pomalowane albo posypane albo zmienione jakąś magiczną sztuczką."

Tymi słowami pani Morgenstern zachęca do niesamowitej przygody pełnej magii, iluzji i symboli.
Książkę przeczytałam rok temu, ale dopiero teraz zabrałam się za napisanie opinii. Mimo iż upłynęło tyle czasu od pierwszej wyprawy do Cyrku Nocy to jednak nadal w głowie siedzi mi ta historia i którą od czasu do czasu zamęczam swojego faceta. Po prostu nie potrafię przestać o niej mówić i myśleć. Przepiękna opowieść, nastrojowa baśń dla dorosłych, z nietypową cyrkową scenerią, romantyczną ale niebanalną historią z mnóstwem magii, z powoli narastającym napięciem.
Akcja rozgrywa się w zaczarowanym cyrku u schyłku XIX wieku.

Jak ją zdobyłam?
Ciężko było ją dostać, nigdzie jej nie było a jak się pokazywała to momentalnie ludzie wykupowali. W końcu po długich poszukiwaniach odkupiłam ją od jednej z użytkowniczek Lubimy Czytać i nie żałuję. Boże, jaka jestem szczęśliwa, że ją mam. Mój cyrkowy skarb.

Czy książka mi się podoba?
Podoba? to za mało powiedziane. Zakochałam się w niej od pierwszych stron, wciągnęła mnie i nie chciała puścić. Nie mogłam się oderwać, byłam pochłonięta iluzją, zaczarowana czarno-białymi paskami namiotów, otaczała mnie magiczna mgiełka i czułam powiew XIX wieku. Czysta magia w każdym możliwym tego słowa znaczeniu.

Wady?
Pewnie jakieś tam ma, ale byłam tak pochłonięta książką, że ich nie dostrzegałam. Tak mnie wciągnęło, że nie widziałam otaczającego mnie rzeczywistego świata, nie reagowałam na nic ani na nikogo. Ba! nie widziałam nawet liter, tylko po prostu uczestniczyłam w tej historii, byłam jedną z widzów, przed oczami miałam fantastyczne obrazy.

Zalety?
Cała książka jest jedną wielką zaletą. Powtórzę się po raz setny chyba - MAGIA, MAGIA I JESZCZE RAZ MAGIA!
Mroczna, niepokojąca iluzja, niecodzienny romans, oryginalna fabuła - ponadczasowa.
I wydanie, okładka po prostu boska. Czarna, na środku dłoń a na niej namiot cyrkowy z zegarem. Na grzbiecie ma czarno-białe paski. Oprawa miękka ze skrzydełkami. W dotyku fajna, mięciutka z wypukłościami.

Jeśli masz ochotę na niesamowite doznania, magiczną historię dosłownie i w przenośni, masz ochotę zostać oczarowanym i wziąć udział w przygodzie życia będąc w niepowtarzalnym miejscu to zachęcam do odwiedzenia Cyrku Nocy.

Nic dodać nic ująć, tyle wystarczy.

Moja ocena: 10/10

Pozdrawiam
Elilaya :)


poniedziałek, 14 września 2015

Akademia Wampirów - całość...

Mogą być spoilery!!!! Czytasz na własną odpowiedzialność


Tytuł serii: Akademia Wampirów
Autor: Richelle Mead
Wydawnictwo: Nasza Księgarnia
Ilość tomów: 6

Maaatko, jak ja się cieszę, że przebrnęłam przez Akademię Wampirów i mam ją już z głowy. Jeszcze żadna książka mnie tak nie irytowała, nie denerwowała w trakcie czytania. Miałam mętlik w głowie i kompletny chaos. Wkurzałam się, że ją czytam, wkurzał mnie obrót wydarzeń i wkurzało mnie to, że jak odkładałam książkę, to ciągle żyłam w tym świecie i chciałam wiedzieć co dalej. Cholernie wciągająca seria muszę to niestety przyznać.

Jak zdobyłam serie?
Dostałam wypłatę, zaszalałam zamawiając kilka książek na stronie wydawnictwa Nasza Księgarnia, a że wszystkie tomy Akademii Wampirów były po promocji to je zakupiłam. Jeden dwa tomy kosztowały 7 zł, bo rzekomo uszkodzone choć ja tam nie zauważyłam tego, a reszta po 9 zł. I tak oto sobie stoją u mnie na półeczce już przeczytane.

Jak wrażenia?
Szczerze? mieszane. Pierwszy tom mnie kompletnie nie zachwycił (wydałam opinię na temat pierwszego tomu, więc odsyłam do jej przeczytania), ale stwierdziłam "kupiłam to wypada przeczytać wszystkie tomy, a im szybciej tym lepiej" i tak też uczyniłam.
Z tomu na tom było coraz lepiej i choć seria nie jest taka dobra jak ją dużo ludzi zachwala, jest zdecydowanie przereklamowana, to jednak mnie wciągnęła. Ostatni tom to jakaś masakra, nuda, nuda i jeszcze raz nuda, autorka specjalnie chyba przedłużała niektóre fragmenty bo chyba już pomysł jej się kończył na fabułę i nie wiedziała jak wybrnąć z tego co wymyśliła. Takie lanie wody.

Wady?
Wad ta książka ma sporo. W każdym tomie po milion razy było powtarzane to co się działo w poprzednich tomach, powtórzenia, tłumaczenie od nowa o co chodzi z dampirami, strzygami, morojami, wałkowane te same wątki i tłumaczenie dlaczego tak, traktowanie czytelnika jakby był idiotą i zapominał co było w poprzednich częściach. Serio? będąc przy ostatnim tomie czytelnik potrzebuje nadal wyjaśnienia kto to dampir i co łączy Rose z Lissą?
Kolejna rzecz - przewidywalność, zbyt oczywista fabuła, z góry wiadomo jak to się wszystko skończy, czyta się właściwie tylko po to żeby sprawdzić czy jak do tego wszystkiego dojdzie i żeby się utwierdzić w przekonaniu, że w książce jest bardzo malutko zaskakujących fragmentów. Nie jestem zadowolona z obrotu spraw, trochę liczyłam, że może autorka da pstryczka w nos czytelnikowi i pokieruje inaczej zwrotami akcji a tu jednak zawód, bo od początku wiesz jak to się wszystko skończy i autorka nawet przez chwilę nie próbuje wywieźć Cię w pole. Zbyt oczywista fabuła, byłoby ciekawiej gdyby nie było tak schematycznie i przewidywalnie, szkoda, że autorka nie popisała się oryginalnością tylko powieliła nieco doprawiony schemat. Wątek miłosny też daje wiele do życzenia, czy to na pewno była miłość a nie obsesja ze strony Rose?
Bohaterowie zbyt papierowi, wszyscy tacy sami, tak samo się zachowują, bezpłciowi.

Jedno mnie zastanawia... Dampiry są w końcu płodne czy nie? Bo najpierw Rose zarzuca Dymitrowi, że chce być strażnikiem Taszy, żeby mieć z nią dziecko, a potem mówi, że z Dymitrem nie musi się zabezpieczać uprawiając seks, bo jest bezpłodny. ????
Wiele wątków jest niedopowiedzianych, pominiętych, niedokończonych np. co się dzieje z rodziną Dymitra? Albo z tą rodziną u której Rose się ukrywała w ostatnim tomie i w ogóle po co się tam ukrywała? Ten wątek był niepotrzebny skoro autorka go nie rozwinęła. Co z Eddim? - Rose się nawet nim nie przejęła. Gdy już odzyskała Dymitra to w ogóle się nikim i niczym nie przejmowała, miała wszystko gdzieś, bo osiągnęła co chciała. I skoro wszyscy wiedzieli, że Lissa i Rose mają pewne problemy spowodowane swoją więzią to dlaczego nikt im w tym nie pomagał? Lissa okazywała się do tego stopnia egoistką, że pozwalała by Rose cierpiała, pozwalała by ona brała na siebie negatywne skutki mocy ducha Lissy. Inni jakoś umieli sobie radzić tylko te dwie nie bardzo, a Rose przyjmowała to na swoją klatę z miłości do swojej przyjaciółki, nie próbując jakoś tego problemu inaczej rozwiązać.
Po co właściwie była Rose potrzebna ta moc widzenia duchów? Skoro nie umiała nad tym zapanować, ktoś jej powiedział, że to trudne a potem nagle się na jakiś czas zapomina o jej właściwości by nagle stwierdzić, że Rose już ją opanowała.. ale jak, kiedy i gdzie? Uważam, że to było ciekawe i szkoda, że ta zdolność nie była jakoś bardziej rozwinięta, więcej poświęconego jej czasu.
Kolejna sprawa - nagle Tatiana jest miła, po czym autorka się jej pozbywa, widocznie nie miała już na nią pomysłów. A gdzie to jej swatanie Lissie z Adrianem? Spodziewałam się intrygi w tym temacie skoro wcześniej była taka zawzięta na Rose i Lissie.
I oczywiście nagle można strzygi przywracać do życia, ok, ale dlaczego tylko uratowano (oczywiście) Dymitra i panią Karp a o reszcie się zapomniało i w ogóle co w końcu z tą walką czy moroje będą walczyć u boku swoich strażników czy nie? Takich bez sensu wątków jest dużo w serii.


Zalety?
Wciąga, czyta się bardzo szybko, prosty język. Dość ciekawa historia pomimo tej przewidywalności. Dużo się dzieje, momentami zapiera dech w piersiach, wzrusza a czasem rozbawia. Trzeba przyznać, że przyjaźń tutaj jest dużym atutem książki. Autorka uczy przyjaźni, odwagi. Mimo wszystko dużo się dzieje, akcji nie brakuje. Wciąga i chce się ją czytać.
Tomy od 2 do 5 są nawet całkiem spoko, a najlepszy jest chyba 3.

Bohaterowie:
Lissa - chodząca święta, idealna, bogini, jak Elena z "Pamiętników Wampirów". Z tomu na tom coraz bardziej irytuje. Taka małpka, przestraszone zwierzątko. Nieporadna egoistka, tylko czeka aż ktoś za nią coś zrobi. Niezbyt inteligentna, widzi tylko czubek swojego nosa i ma gdzieś to jak jej przyjaciółka się czuje i że też ma swoje sprawy.

Rose - Egoistka, miewa problemy ze sobą, wybuchowa, udaje wielką bohaterkę. Skłonna do poświęceń. Uważa siebie za najlepszą, nieustraszoną, ale często zawodzi i ponosi porażki. I zazwyczaj ktoś musi jej pomagać. Zwodzi ludzi, sama nie wie czego chce i żal mi Adriana że tak z nim postąpiła. Raczej ma niewiele szacunku dla innych i dla ich uczuć, liczą się tylko to co czuje ona. Niby szlachetna a jednak... pozwala by inni ginęli żeby ona spełniała jakieś chore misje, bo jej świat i jej miłość są najważniejsze, niby się poświęca, ale tak na prawdę poświęca innych i wykorzystuje ich do osiągnięcia celu. Mimo wszystko wolałam ją od Lissy.

Reszta kobiet ujdzie, chyba nawet wolałam tych pobocznych bohaterów niż głównych. Sydney polubiłam.

Męska część - Dymitr, Christian, Ambroży, Adrian, Eddie, Michaił - wyobrażałam ich sobie jako zespół boysbandowy. I nie jestem zwolenniczką Dymitra, wolę Adriana. Dymitr taki niewdzięcznik, zbyt poważny i chyba jednak mimo wszystko służbę kochał bardziej niż Rose. Bardziej mi się podobał kiedy był strzygą.

Chociaż mimo wszystko da się tych bohaterów polubić.

Typowa podzielność klasowa : arystokraci i plebs. Dampiry jako niewolnicy a moroje jako ta ważniejsza część świata, oni są najważniejsi i dampiry narażają swoje życie żeby tamtym tyłki ratować, a po coś moroje się specjalizują w żywiołach, ale nie, nie kiwną palcem żeby pomóc swojemu strażnikowi i szybciej uporać się z zagrożeniem, bo po co? przecież to takie nieetyczne, niemoralne, szlachta nie pracuje bo się pobrudzą. Arystokracji mają po kilka strażników podczas gdy Ci zwykli moroje nie mają ani jednego i szlachta ma to gdzieś, ważne że ich rody przetrwają. Czasami było mi żal strażników, szczególnie Rose, jest jaka jest, ale czasami byli wobec niej niesprawiedliwi.

Podsumowanie:
Cóż, nie jestem aż tak zachwycona jakbym chciała, ale rozumiem tych którzy zachwalają tę serię i są nią zauroczeni, wcale się im nie dziwie. Może gdybym była młodsza reagowałabym tak samo, mojego serducha nie podbito. Jednak przyznać muszę, że wciągnęło mnie i dobrze się bawiłam. Wiem, że w cyklu "Kroniki krwi" są dalsze losy Sydney i Adriana więc możliwe, że z ciekawości po nie sięgnę. Ogólnie nie jest tragicznie, czytałam znacznie gorsze książki.

Moja ocena całości: 5/10

Pozdrawiam
Wasza Elilaya :)

P.S zapraszam na mój fanpage na facebooku i do polubienia stronki, wystarczy, że klikniecie na dużą ikonkę fejsa u góry po prawej stronie i przekieruje Was na profil.

środa, 9 września 2015

Baśnie Braci Grimm...

W poprzednim poście były Baśnie Andersena a dziś Braci Grimm.
W podstawówce mieliśmy "Baśnie Braci Grimm" jako lekturę szkolną, nie miałam swojego egzemplarza więc wypożyczyłam z biblioteki, miałam wydanie bez cenzury, oczywiście znałam większość baśni, ponieważ mama mi je czytała i nie omijała brutalnych scen, a kiedy się okazało, że będziemy omawiać te baśnie na lekcjach byłam ogromnie szczęśliwa i sama chciałam sprawdzić czy faktycznie baśnie, które mi mama czytała (szczególnie Kopciuszek) różnią się od tych które oglądałam w wersji Disneyowskiej. Zaczytywałam się w tych baśniowych horrorach z wypiekami na twarzy, nie chciałam tej książki oddawać, wypożyczałam i wciąż i wciąż co jakiś czas.
Jednak po jakimś czasie wyszła ta oto książka wydawnictwa Albatros:



"Autorska wersja „Baśni” braci Grimm opracowana przez Philipa Pullmana. Książka zawiera 50 wybranych baśni niemieckich autorów, które zostały na nowo opowiedziane prostym, precyzyjnym językiem, pozbawionym czułostkowości, infantylizmu i pseudoliterackich ozdobników. Nabrały dzięki temu ogromnej siły. Po każdej baśni zamieszczono notę autora z uwagami na temat danego utworu oraz informacje o odpowiednikach danej baśni w folklorze rosyjskim, włoskim, francuskim i angielskim."
Gdy tylko zobaczyłam ją na, bodajże, kanale Esa Czyta od razu zachciałam ją mieć i tak oto mój ukochany kupił mi ją na gwiazdkę w 2014 roku. Pięknie wydana książka, w twardej oprawie, zawiera niecenzurowane, dobrze wszystkim znane, baśnie sławnych Braci, które przetrwały do dnia dzisiejszego. Pod każdą baśnią znajduje się notka od autora. Jestem mu wdzięczna, że postanowił wydać na nowo te piękne, ale jakże brutalne baśnie. Philip Pullman jest mi bardzo dobrze znanym autorem, czytałam jego cykl "Mroczne Materie" jeszcze w gimnazjum. Jestem po prostu szczęśliwa, że mam na własność swoje baśnie. Książkę oczywiście już dawno przeczytałam, niemalże od razu jak tylko ją dostałam. Wracam do niej od czasu do czasu.

Spis baśni:
1. Zabi król i Żelazny Henryk
2. Kot i mysz w jednym stały domu
3. O chłopcu, co ruszył w świat, by poznać strach
4. Wierny Jan
5. Dwunastu braci
6. Braciszek i siostrzyczka
7. Roszpunka
8. Trzy krasnoludki w lesie
9. Jaś i Małgosia
10. Trzy wężowe liście
11. Rybak i jego żona
12. Dzielny krawczyk
13. Kopciuszek
14. Zagadka
15. Mysz, ptak i kiełbasa
16. Czerwony kapturek
17. Muzykanci z Bremy
18. Śpiewająca kość
19. Diabeł i trzy złote włosy
20. Dziewczyna bez rąk
21. Elfy
22. Narzeczona mordercy
23. Śmierć ojcem chrzestnym
24. Jałowiec
25. Śpiąca królewna
26. Królewna Śnieżka
27. Rumpelsztyk
28. Złoty ptak
29. Chłopina
30. Futrzarka
31. Jorinda i Joringel
32. O sześciu takich, co świat zawojowało
33. Jan Kostera
34. Śpiewający, skaczący skowronek
35. Gęsiarka
36. Niedźwiedzia skóra
37. Dwaj towarzysze wędrówki
38. Jasio Jeż
39. Całun
40. Skradzione grosiki
41. Ośla kapusta
42. Jednooczka, Dwuoczka i Trzyoczka
43. Pantofelki zdarte od tańca
44. Żelazny Jan
45. Góra Simeli
46. Leniwy Henryś
47. O Janku siłaczu
48. Księżyc
49. Gęsiarka przy źródle
50. Rusałka ze stawu koło młyna

Moja ocena: 10/10

poniedziałek, 7 września 2015

Baśnie Andersena...

Dawno dawno temu, za siedmioma lasami, za siedmioma górami mieszkała królewna w pięknym zamku...

Baśnie, bajki zazwyczaj tak się właśnie zaczynają lub podobnymi zdaniami, charakterystyczne, typowe a jednak ciarki mnie zawsze przechodziły gdy to słyszałam bądź czytałam i wiedziałam, że czeka mnie wspaniała przygoda po mrocznych i magicznych krainach w towarzystwie niesamowitych postaci, mimo, że baśnie są brutalne, mroczne to zawsze mnie fascynowały, nie bałam się ich i zawsze po nich miałam przyjemne i piękne sny. To od nich zaczęła się moja miłość do książek, która trwa do dziś. Jak już wspominałam w poprzednim poście, moja mama co wieczór czytała lub opowiadała mi baśnie na dobranoc lub śpiewała kołysanki czym pobudzała moją wyobraźnię i zapoczątkowywała moje zainteresowania, fantastyka, mrok i magia mnie pochłonęły i narodziła się moja fascynacja średniowieczem. Miałam manie (i mam nadal) na punkcie księżniczek, smoków czy dzielnych rycerzy. Baśnie to był (i jest) mój świat i kiedy w szkole podstawowej nauczycielka nas zapytała o nasze marzenia odpowiedziałam, że "Chciałabym znaleźć się w bajce, chciałabym żeby jakaś królewna podała mi rękę przez ekran lub przez książkę i pomogła wejść do świata bajki. Mam nadzieję, że pewnego dnia mi się to uda." no i w pewnym sensie mi się to udało, wiem już że wszystko jest możliwe, wystarczy wierzyć. Nawet na balach przebierańców przebierałam się za jakąś postać z bajek. Miłość do bajek i baśni została mi do dzisiaj. To jest to co najchętniej czytam i najchętniej oglądam. Kocham wszelkiego rodzaju animacje.

Kuferek bajek:

Pewnego razu gdy miałam około 5 lat dostałam na gwiazdkę ten oto kuferek z pięcioma baśniami Andersena.

Kuferek zawierał w środku:
Przepięknie wydane baśnie, Książeczki w oprawie takiej pół twardej w dotyku mięciutkie, jakby wypchane powietrzem, kolorowe, pełne cudownych ilustracji. Moimi ulubionymi baśniami do teraz są "Dziewczynka z zapałkami" (której niestety nie mam), "Ołowiany żołnierzyk" i "Dzikie łabędzie". Zawsze mnie wzruszały i teraz jak je sobie czytam to nadal mam łezki w oczach. Zresztą każda baśń mnie wzrusza, czaruje, porusza moje serce. To świat do którego należę. Do dziś najchętniej sięgam po książki z motywem baśniowym lub na podstawie baśni. Po fantastykę, powieści historyczne czy legendy, a także mitologię. A wszystko zaczęło się od książeczek z obrazkami, a miłość do kotów od "Tyci tyci malusieńkiego" koteczka o którym wspomniałam w poprzednim poście.

Wszystkie książeczki w środku wyglądają tak:




Dzikie Łabędzie:


Ołowiany Żołnierzyk:

- Urzekła mnie historia ołowianego żołnierzyka, zapadła mi głęboko w psychikę i w serducho. Przepiękna.

Mała Syrenka:


Brzydkie Kaczątko:


Nowe Szaty Cesarza:


Tak prezentują się moje książeczki, w tym roku minie 20 lat jak je u siebie mam, tyle lat a są w niemal idealnym stanie. Mają honorowe miejsce w mojej biblioteczce i niemal codziennie do nich zaglądam czytam i oglądam obrazki, wspominam. Ponadczasowe, piękne. Nigdy mi się nie znudzą. Kocham je. Wiem, że takich kuferków cała masa była i chyba nadal są, mam zamiar skompletować wszystkie kiedyś w przyszłości dla swoich dzieci i dla siebie. Wiele bajek niestety gdzieś poginęły, pewnie na strychu leżą, bądź zostały spalone i poniszczone, kilka też wydałam dla innych dzieci. Te ocalały i dlatego je wam pokazuje. Szkoda, że nie zachowały się wszystkie moje bajki.
Tyle wspomnień, tyle radości.

Pozdrawiam
Elilaya :)




czwartek, 3 września 2015

Blog? a po co mi to?



Książki, opowieści towarzyszą mi przez całe życie odkąd moja mama czytała mi bajki na dobranoc, opowiadała baśnie czy śpiewała kołysanki. Nie pamiętam wszystkich swoich książeczek, ale zapadła mi w pamięć opowiastka o małym kotku "Tyci tyci malusieńki" w twardej oprawie, rozkładana jak harmonijka z mnóstwem obrazków. Potem były baśnie Andersena i Braci Grimm, wiersze Brzechwy. Książki otaczały mnie zawsze, ze wszystkich stron i traktowałam je jak coś oczywistego i normalnego.
Nie było dnia bym nie spędziła go z jakąś książeczką w ręku i tak jest do dzisiaj. Zawsze znajdywałam czas na czytanie chociażby kilku stron. Czytam codziennie i dla mnie dzień bez czytania jest dniem straconym. Książki to moja pasja, hobby, rozrywka, uzależnienie...w końcu każdy jakieś ma, a to przynajmniej jest pożyteczne i przyjemne zarazem.
Jednak w szkole nie lubiłam czytać lektur, tzn. w podstawówce owszem lubiłam, chyba każda przypadła mi do gustu i chętnie brałam udział w dyskusjach na lekcjach. Niestety w gimnazjum aż do końca szkoły średniej nie mogłam się zmusić do sięgnięcia po lektury, czytałam tylko te które mnie zaciekawiły, reszty nie tykałam wolałam czytać swoje, które sama wybrałam z biblioteki. Nie lubiłam gdy nauczyciele zmuszali do czytania tego czego nie chciałam czytać i co mnie kompletnie nie interesowało.
Zawsze cieszyłam się kiedy mogłam pójść, czy to sama czy z koleżankami, do biblioteki. To był i jest dla mnie prawdziwy raj zaraz obok księgarni. Kocham książki, kolekcjonuję je i traktuję jak skarby.

Szybkie czytanie:
Podziwiałam ludzi którzy szybko czytają, choć sama czytam w miarę szybko, to zawsze chciałam się nauczyć czytać szybciej. Jednak z czasem uznałam, że na co mi to? nie chcę przecież w ten sposób traktować książek, nie chcę ich po prostu zaliczać, odhaczać jako przeczytane i tyle. Nie, ja chcę z książką spędzać miły czas i nie obchodzi mnie ile mi to zajmie. Nie chcę za szybko uciekać ze świata, który sobie wybrałam. Nie traktuję książek jak przelotnych znajomości a raczej jak przyjaciół. Chcę rozkoszować się w pełni lekturą. Nie lubię nabijać liczników, mimo, że czytam bardzo dużo. To nie wyścig, to nie przechwałki i nie biorę w tym udziału. Nie mam poczucia straconego czasu. Czytam dla przyjemności, dla siebie a nie żeby inni mnie podziwiali (bądź nie), że tak dużo czy szybko czytam. Nie liczę stron, bo szczęśliwi czasu nie liczą.

Nawet z gniotu staram się wyciągać coś pozytywnego:
Sięgam po różne książki. Ambitne, mniej ambitne. Horrory, klasyka, fantastyka, historia, romanse, obyczajówki. Uważam, że każda książka została napisana "po coś". Jedne lepiej drugie gorzej (czasami też tłumaczenie wiele daje bądź nie daje), ale każda książka coś przekazuje, w każdej znajdzie się chociaż jeden trafny cytat. Zdaję sobie sprawę po jakie książki sięgam, czytam opinie i albo się zgadzam z tymi negatywnymi albo z pozytywnymi, jednak w każdej staram się znaleźć coś dobrego, coś pozytywnego, z każdej wyciągam ile się da. Jeśli nie jest zbyt mądra (bądź jest za taką uważana) to przynajmniej staram się chociaż dobrze bawić, a lubię się śmiać, lubię gdy książka chociaż humor mi poprawi, zapewni rozrywkę i nie mam wtedy poczucia straconego czasu. To tak jakbym poszła na tandetną imprezę w kiepskim nastroju, ale zjawi się ktoś kto mnie rozbawi na chwilę, że poczuję się wyluzowana mimo, że już nigdy tej osoby mogę nie spotkać. Po prostu się bawię, korzystam z tego co mam, nie wybrzydzam tylko się cieszę.

Opinie do książek:
Trafiłam parę lat temu na portal lubimy czytać. Od razu pokochałam tę stronkę, że mogę skatalogować swoje książki, wyrazić opinię, podyskutować. Cieszyłam się, że znalazłam swoje miejsce i ludzi którzy również kochają czytać. I przez długi czas ograniczałam się do wyrażania opinii na tym portalu. Uznałam po jakimś czasie, że to za mało. Chciałabym mieć swoją stronkę, bloga gdzie mogłabym wyrażać swój entuzjazm i emocje poprzez wyrażanie opinii. Tylko czy blog o książkach się opłaca?

Więc założyłam bloga:
Ponad rok temu założyłam bloga, nie wiem po co. Przecież jest tyle blogerów, vlogerów którzy są znacznie lepsi w wyrażaniu opinii/recenzji. Są popularniejsi, więc po co kolejna blogerka? Jak mam się przebić?
Często z tego powodu właśnie mam poczucie zawodu, poczucie, że się do tego nie nadaję jestem kompletnym amatorem, nie piszę nawet recenzji tylko opinie, bo mi łatwiej i wygodniej, piszę w sposób luźny. Czasami się zniechęcam, wiele razy myślałam nad porzuceniem bloga, skasowaniem, nad ucieczką, ale w sumie po co?
Choć nie piszę profesjonalnych recenzji, nie znaczy że nie mogę wyrażać swoich opinii, może nie jestem zbyt oryginalna, ale chcę bardziej wyrażać emocje jakie mną zawładnęły niż streszczać fabułę. Cieszę się, że mam swoich czytelników, tych nielicznych, ale jakże cennych, dzięki którym jakoś w internecie istnieję. Mam mimo wszystko dla kogo pisać.

Czy czytam opinie lub oglądam booktuberów?
Tak, ale czytam opinie bądź oglądam jak już jakąś książkę przeczytałam (unikam spoilerów wtedy) bądź nie zamierzam jakiejś czytać a z ciekawości chcę poznać opinię innych. Nie zawszę komentuję, głównie z lenistwa albo nie wiem co powiedzieć po prostu. Jednak lubię czytać czy słuchać recenzji. Podziwiam ich a pracę, za to ile muszą czasu poświęcać żeby zachęcić do odwiedzania ich blogów czy kanałów. Jak dzielą się swoją pasją, do tego zachęcają do czytania i że mają swoje pomysły. Inspirują mnie, jednak nie chcę nikogo naśladować. Ja mam parę pomysłów na bloga, ale czy kogoś tym przyciągnę? Poza tym nie chcę po kimś powtarzać jeśli by się okazało, że ktoś już coś takiego wymyślił, nie chcę żeby ktoś mnie potem oskarżał o plagiaty czy coś. Dlatego mam taki sobie o prosty bloczeg na luzie. A wzorem dla mnie do prowadzenia bloga jest Kominek (nie tylko on, ale głównie on). Choć wiem, że mogę nigdy nie osiągnąć takich poziomów jak Ci znani blogerzy albo będzie to baaardzo pracochłonne to się nie poddam. Czasem się zniechęcam, ale się nie poddaję. Ewentualnie będę jedną z wielu, też dobrze :)

Polecanie książek:
Przyznam szczerze, że nie lubię tego robić. Za każdym razem gdy piszę opinię i mam ją zakończyć tym czy polecam czy nie, to mam dylemat. Z jednej strony jak mi się jakaś książka spodoba chcę się podzielić z nią z całym światem, chcę żeby wszyscy ją przeczytali i zobaczyli jaka jest świetna, fajna, zabawna itd.(to naturalne), ale w sumie po co?
Tak samo na odwrót, coś mi się nie podoba to wolałabym żeby inni też po to nie sięgali, bo strata czasu itd. tylko po co mam komuś mówić co ma czytać a co nie i co ma robić ze swoim czasem?
Mogę zasugerować, ale nie chcę żeby ktoś zachęcony opinią przeczytał książkę i mu się nie spodobała żeby miał potem do mnie pretensje, że stracił czas, bo ja powiedziałam, że książka godna polecenia. Na odwrót jest lepiej, gdy ktoś sięgnie po książkę, mimo, że ktoś powiedział, że jest kiepska a jednak temu komuś się spodoba, to ja się cieszę, że znalazł w niej coś co przypadło mu to gustu, że dostrzegł coś czego ja albo ktoś inny nie dostrzegł. Nie musicie wcale mnie, (ani nikogo innego) słuchać. Możecie się ze mną zgadzać lub nie. To zawsze jest Wasz wybór po jakie tytuły sięgacie i nikomu nic do tego.
Ja się nie wstydzę tego co czytam i co mi się podoba, nawet jeśli spodobała mi się książka tandetna, uważana przez wszystkich za gniot, to ma prawo mi się podobać i będę o tym otwarcie mówić nie wstydząc się tego. No bo co mi możecie za to zrobić? :)
Stworzyłam swój mały kącik do wyrażania emocji, mam gdzie pisać i dobrze mi z tym.. więc tak, prowadzenie bloga się opłaca.


Pozdrawiam
Elilaya :)